Piotr Zieliński może w sobotę zostać dopiero trzecim Polakiem, który wygra Ligę Mistrzów, grając w meczu finałowym i piątym, który zwycięży w taki sposób w Pucharze Europy (w obu przypadkach na to samo szansę ma też Nicola Zalewski). Zespół Polaków Inter Mediolan zmierzy się z Paris Saint-Germain w finale tych rozgrywek.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Dla Zielińskiego to najważniejszy mecz w karierze. – Finał Ligi Mistrzów to najbardziej prestiżowy mecz, jaki można sobie wyobrazić. Tylko finał mundialu mógłby to przebić, ale to pozostaje w sferze marzeń, patrząc na naszą reprezentację – mówi nam ojciec piłkarza Bogusław Zieliński, który opowiedział nam o swoich odczuciach związanych nie tylko z tym meczem, ale i całym sezonem w wykonaniu syna.
– Jeśli Inter wygra, będzie to wielki sukces, także dla niego. Zwłaszcza że w tym sezonie więcej grał w Lidze Mistrzów niż w lidze. Chyba każdy marzy o triumfie w Lidze Mistrzów – mówi pan Bogusław.
Faktycznie reprezentant Polski zagrał w 10 meczach Champions League, sześciu w pierwszym składzie, ale w marcu doznał kontuzji. – Cały czas się martwiliśmy. Pamiętajmy, że są też inne mecze, kadra. Po każdym treningu dzwoni i na razie jest dobrze – zapewnia ojciec czołowego polskiego piłkarza.
Urodziny córki Piotra Zielińskiego
Dla jego syna to w ogóle szczególny czas, bo w niedzielę urodziła się jego córka Maja Melissa. – W ostatnich dniach trochę mniej rozmawialiśmy. Wiemy, że często jeździł do szpitala, do żony i dziecka. Nie bombardujemy go telefonami. Częściej żona ma kontakt z synową, która przesyła jej zdjęcia córeczki. Wszystko poszło zgodnie z planem. Tata i mama są szczęśliwi, dziadek i babcia także – zapewnia pan Bogusław. To drugie dziecko piłkarza i jego żony, mają też czteroletniego syna Maksymiliana.
Przekonuje, że młody ojciec będzie umiał skupić się na finale. – Wiadomo, że jest profesjonalistą. Zarabia dzięki piłce. Na pewno chce wygrać Ligę Mistrzów – mówi.
W piątek wraz z synem przeżyli rozczarowanie, Inter musiał pogodzić się z tym, że mistrzostwo Włoch zdobyło Napoli. – Mieli szansę na tytuł, ale za dużo meczów przegrali. Do tego doszedł remis z Lazio. Mogą sobie wszystko zrekompensować, jeśli teraz wygrają w finale – mówi ojciec pomocnika mediolańczyków.
Porażka w walce z Napoli jest niespodzianką in minus, ale gra w finale Ligi Mistrzów to zaskoczenie in plus ze strony Interu. – Widać, że potrafią grać. Dwa lata temu też byli w finale, natomiast pokonanie Barcelony w decydującym momencie sezonu to duży sukces i lekka niespodzianka – mówi pan Bogusław.
Niezależnie od wyniku finału, ten sezon dla jego syna nie jest tak dobry, jak można było się spodziewać, gdy trafił tam z Napoli. Rozegrał co prawda aż 39 meczów, i to mimo urazów, ale tylko w 16 w podstawowym składzie. Strzelił dwa gole i miał trzy asysty.
– Na pewno jest lekkie rozczarowanie, ale spowodowały to kontuzje. Wypadł z gry w newralgicznym momencie sezonu. Dwa miesiące trenował indywidualnie, po tym urazie łydki nie brał udziału w zgrupowaniu kadry. Grałby więcej, gdyby nie urazy. Oczywiście w Interze jest duża konkurencja i ciężko o miejsce w składzie. Gdy jednak występował, to nie było krytyki, był dobrze oceniany – przekonuje.
W środku pola grają zwykle Hakan Calhanoglu, Nicola Barella i Henrich Mchitarjan, którzy od dawna występują w tym zespole i każdy z nich jest pewnym punktem. – Grają zawodnicy, którzy zdobyli mistrzostwo [w 2024 r.]. Trener nie chce pozbawić ich miejsca w składzie i gra tą trójką, gdy wszyscy są zdrowi – mówi pan Bogusław.
– Nie mówię, że Piotrek przyzwyczaił się do siedzenia na ławce, ale zdawał sobie sprawę, do jakiego klubu idzie. Reprezentant Włoch Frattesi siedzi na ławce i gra mniej od Piotrka. Inzaghi [trener Interu] starał się dzielić czas gry piłkarzy. Jak wygra Ligę Mistrzów, to pokaże, że miał rację, ale jak nie zwycięży, to nie do końca się obroni. Na pewno będzie wtedy rozczarowanie. Sam udział w finale jest dużym osiągnięciem, ale pucharu za to nie dostaną i za parę lat się o nich zapomni – przyznaje pan Bogusław.
Rodzina Piotra Zielińskiego wspiera go z bliska
W sobotę o świcie wsiada do samochodu i jedzie do Monachium, oglądać z bliska syna. Wybiera się tam więcej bliskich i znajomych pomocnika Interu, ale mogliby być w jeszcze liczniejszym gronie. – Bardzo ciężko o bilety. Pojedzie od nas około 20 osób i to licząc z rodziną. Teraz piłkarze mogą dostać ze 20 biletów, ale na całą rodzinę to nie jest dużo. A pamiętajmy, że Piotrek też ma swoich znajomych. Na pewno pojechałoby więcej osób, gdyby była taka możliwość. Gdybyśmy dostali 50 albo 100 biletów, to też byśmy wszystkie rozdysponowali – zapewnia pan Bogusław.

– Mam znajomych, którzy dzwonią i pytają, czy jest szansa na takie wejściówki. Nieraz człowiek załatwi, ale nie zawsze jest taka możliwość. Tylko nielicznym udało się wylosować bilety. Większość wyjazdów jest uzależnione od tego, ile Piotrek dostanie biletów. Na mecze ligowe jest łatwiej – dodaje.
Na spotkania z udziałem syna jeździ regularnie. Nie zabrakło go też na rewanżu w półfinale z Barceloną, gdy Inter w niesamowitych okolicznościach wygrał 4:3 po dogrywce i awansował. – Byliśmy na tym meczu całą rodziną. W Barcelonie żony nie było, w Mediolanie już tak. Na mecze latam szczególnie ja i najstarszy syn [Tomasz]. Mamy taką ekipę znajomych, starszy syn ma też swoich, jeździmy w 20-25 osób. Zależy, ile biletów dostaniemy, nie jest o nie tak łatwo. Poza tym są drogie, a doliczając jeszcze hotel i samolot, nie jest to tania wycieczka i nieraz ktoś się wykruszy. Mamy grupę wyjazdową już od czasów Napoli, gdy tam Piotrek grał – opowiada.
On sam jeździł oglądać syna z bliska jeszcze wcześniej. Dobrze zdążył poznać Włochy. – Już tyle lat tam gra, że dzięki temu zwiedziliśmy Włochy. Dopóki występował w Udinese, to jeździliśmy samochodem przez Wiedeń, gdy był w Empoli, to częściej lataliśmy samolotem, ale też dawało radę tam pojechać. Aby dotrzeć di Neapolu, zostawał tylko samolot. Teraz też tak podróżujemy, z Wrocławia latamy do Bergamo. Bardzo podobają mi się Włochy, ludzie są mili, a jedzenie bardzo dobrze – mówi.
Poznał wiele miast. – Z dużym sentymentem wspominam Neapol. Tu jest dopiero rok, tylko raz byłem u niego w domu. Neapol ma duże atuty, leży nad morzem, natomiast w Mediolanie jest czyściej – mówi.
Śmieci na ulicach i tak nie są największym problemem Neapolu. Większym są kwestie związane z bezpieczeństwem. Przekonał się o tym też Zieliński z żoną.
– Raz zostali okradzeni, a na przykład Hamsikowi auto zabrali. Takie sytuacje zdarzają się tam częściej niż w Mediolanie i na pewno teraz czują się bezpieczniej – mówi pan Bogusław

Za sprawą syna uważnie śledzi zmagania w Serie A. – Oglądam ligę włoską, w domu ma priorytet. Śledzę ją od lat, gdyż Piotrek od dawna tam występuje. Oglądam nie tylko mecze Interu, ale też Napoli, Udinese czy Romy – mówi.
Państwo Zielińscy dalej prowadzą domy dziecka
Obserwuje ze stadionów także występy syna w reprezentacji, ale nie wszystkie. – Jeździmy z żoną na jego mecze w kadrze, ale jeśli chodzi o te spotkania za granicą, to trochę się wstyd przyznać, ale zależy to od atrakcyjności miejsca. Jeśli kadra gra nad morzem albo tam, gdzie są ładne zabytki, to latamy. W tych eliminacjach planujemy pojechać do Amsterdamu, do Helsinek [tam reprezentacja gra 10 czerwca] chyba nie, zwłaszcza że wybieram się Klubowe Mistrzostwa Świata – mówi.

Turniej zaczyna się w Stanach Zjednoczonych 15 czerwca, pięć dni po meczu z Finlandią. Inter też bierze w nim udział. Zieliński ma tam polecieć, mimo że jest po kontuzji i nie będzie miał wypoczynku. – Ma sztab ludzi, którzy o niego dbają. Poszło to w komercję i nic na to nie poradzisz – nie kryje pan Bogusław.
– Lecę tam bez żony. Ze względu na charakter pracy, nie możemy za często jeździć wspólnie, bo trzeba się dziećmi opiekować. Nie udało się tego tak zorganizować, by żona mogła polecieć ze mną – opowiada.
– Dalej prowadzimy dwa domy dziecka. Mamy pod opieką 20 dzieci. Piotrek nie musi się w to angażować, tak robimy, żeby nie musiał, ale jak potrzebujemy, to możemy się do niego zwrócić z prośbą o pomoc – mówi.
Reprezentant Polski angażował się we wsparcie dzieci, kupił nawet dwa budynki, przywoził im sprzęt czy elektronikę. Niespecjalnie jednak lubił chwalić się charytatywną działalnością.
Piotr Zieliński spędził całą karierę we Włoszech
Zieliński we Włoszech gra od 2011 r. Trafił do Italii jako 17-latek i został do dziś. – Gdy był nastolatkiem, to nie sądziłem, że tyle lat spędzi we Włoszech. Myślałem bardziej o Niemczech. Znałem niemiecki, byliśmy nawet z wizytą w Leverkusen. Jesteśmy jednak bardzo zadowoleni, że tak się ułożyło. Poszedł do bardzo dobrego klubu [Udinese], mógł liczyć na dobrą opiekę – opowiada pan Bogusław.
– Musiał szybciej dorosnąć. Już w wieku niespełna 17 lat miał swoje mieszkanie i musiał temu podołać. Żona odwiedzała go raz w miesiącu. Nie miał czasu na głupoty. Szybko trafił do pierwszego zespołu, a grę w juniorach od występów w seniorach dzieli przepaść, a on przeszedł bardzo szybko i bezboleśnie, choć potem trochę mniej grał – wspomina.
Mimo wszystko liczy, że przyszłość syna nie będzie związana z Italią. – Ząbkowice Śląskie to miejsce dla niego. Piotrek jest tak rodzinny, tak związany z lokalną społecznością, z tym miejscem, że tu wróci. Na święta zawsze jak tylko mógł, przyjeżdżał, nigdy nie latał wtedy do Dubaju czy Stanów jak niektórzy piłkarze – opowiada pan Bogusław.
– Oczywiście to się może zmienić, nie wiadomo, ile pogra w Mediolanie. Myślę, że zostanie na przyszły sezon. Ma kontrakt na cztery lata i na pewno spędzi tam dwa lata, a co dalej, to wszystko zależy od zdrowia. Piotrek do tej pory nie miał kontuzji, po których na dłużej wypadał. Każdy piłkarz inaczej znosi upływ czasu. Jedni lepiej, jak Luka Modrić, inni nie dają rady jak Kuba Błaszczykowski – mówi pan Bogusław.
Jego syn ma 31 lat i jeszcze może kilka sezonów pograć. Na razie jednak priorytetem jest triumf w finale Ligi Mistrzów. Mecz z Paris Saint-Germain zacznie się w sobotę o 21.
Discover more from BrandedNepal | Shop Nepal’s Best Local & Global Brands
Subscribe to get the latest posts sent to your email.